POLSKA
Logowanie
Poniżej możesz wyszukać interesujące Cię zdjęcia w galerii i dodać je do koszyka.
Wyszukiwanie rozszerzone |
|
Nie pamiętasz hasła? | |
Nie pamiętasz nazwy użytkownika? | |
Nie masz jeszcze konta? Rejestracja | |
|
|
Obszar pobierania |
1941 – 1979r.
(Motor 45 / 78)
Landsberg sławę zyskał w rajdach, ale mało znane początki jego sportowej kariery to było kolarstwo! W 1961 r. został powołany do kadry sekcji kolarskiej CWKS Legia.
W rajdach zaczął startować bodaj w 1970 r. W różnych okresach swej kariery reprezentował OKS OZOS (późniejszy Stomil Olsztyn), potem Automobilklub Warszawski.
W rajdach najpierw pilotował Krzysztofa Komornickiego (Alpine Renault A110). Był też partnerem Mariana Wangrata (PF 125p), Błażeja Krupy (Renault 12 Gordini). Ale nie ograniczał się do pilotażu – w tamtych czasach często bywało tak, że obaj członkowie załogi uzupełniali się wzajemnie i zamieniali na fotelach. Wielkie talenty tego zawodnika zaczęły ujawniać się wtedy, kiedy zaczął samodzielne starty. W 1975 r. (wraz z Markiem Muszyńskim) zdobył w Renault 5 TS szarfę wicemistrza Polski w generalce i mistrza w klasie 7. Równolegle znakomite wyniki osiągał w wyścigach.
Czupurny charakter: w 1977 r. został zdyskwalifikowany najpierw po rzeszowskim Rajdzie Stomil za to, że nie zatrzymał się na wezwanie milicji, zaś po Rajdzie Wisły za samowolny wyjazd z parku zamkniętego…
W kończącym sezon 1977 Rajdzie Warszawskim wsiadł do Opla Kadetta GTE i razem z Muszyńskim zajął 4. miejsce (wtedy zwyciężył Guy Frequelin).
Na sezon 1978 Muszyński zapowiedział rozstanie z rajdami, bo chciał skupić się na pracy naukowej – był doktorem nauk ekonomicznych, pracował w Polskiej Akademii Nauk. Landsberg zawarł więc przymierze z Januszem Wojtyną. Kadettem wygrali dwie pierwsze rundy (rzeszowski Stomil i krakowskie Krokusy). Ale przed majowym Elmotem Wojtyna zaniemógł i Landsberg wezwał na pomoc Marka Muszyńskiego. Kiedy trenowali na trasie odcinka specjalnego Złoty Stok-Lądek Zdrój, Kadett stroną pilota uderzył koło Orłowca w drzewo. Muszyński zginął, Landsberg doznał urazu kręgosłupa. Ale we wrześniowym Rajdzie Wisły Landsberg (mimo, że chodził w gorsecie) już był „pod parą”. Jego pilotem został Janusz Szajng, zajęli 2. miejsce, potem w październikowym Rajdzie Warszawskim byli na 3. miejscu w konkurencji krajowej (8. w generalnej klasyfikacji międzynarodowej, wygrał Belg Gilbert Staepellaere). Na koniec sezonu zdobył tytuł mistrza Polski.
W lutym lub w marcu 1979 r. (w każdym razie już po Rajdzie Stomil, w którym wraz z Szajngiem zajął 2. miejsce) Landsberg przyjechał na spotkanie z sympatykami rajdów w gliwickim klubie MPiK. Prowadziłem to spotkanie; Landsberg miał na sobie czerwony, sportowy pulowerek, sprawiał wrażenie zupełnie wyluzowanego, ale przed rozpoczęciem spotkania poprosił mnie, bym nie nawiązywał do tragedii pod Orłowcem. Spytałem „ale co wtedy, kiedy uczestnicy spotkania zaczną o to wypytywać?” Landsberg odparł, że jak zna ludzi, to taktownie ominą ten temat. Miał rację. Pytano go sporo o jego starty zagraniczne (m.in. w Rajdzie Monte Carlo, Katalonii, Złotych Piasków), zaś przykrą kwestię wypadku dyskretnie omijano…
Niedługo potem Landsberg i Szajng wystartowali do drugiej rundy RSMP – 4. Rajdu Krokusy. W czasie nocnego odcinka specjalnego nad Jeziorem Rożnowskim koło Nowego Sącza Kadett na rozwidleniu w Tabaszowej zamiast skręcić – uderzył z pełną szybkością w skarpę w widłach dróg. Auto było kompletnie zdemolowane, zaczęło płonąć. Silnik wyrwany z ramy wbił się głęboko w skarpę. Akcję ratunkową organizowali kolejno nadjeżdżający zawodnicy. Błażej Krupa z Piotrem Mystkowskim starali się gasić samochód, Maciej Stawowiak z Jackiem Różańskim (lekarzem!) próbowali udzielać pierwszej pomocy. Dla Janusza Szajnga nie było żadnego ratunku – zmarł na miejscu wypadku. Landsberg w krytycznym stanie trafił do szpitala w Nowym Sączu z ciężkimi urazami czaszkowo – mózgowymi oraz rozległymi obrażeniami wewnętrznymi.
Miałem dobre kontakty z krakowską Kliniką Neurotraumatologii, udało się wyjednać konsultację krakowskich specjalistów w szpitalu w Nowym Sączu. Stan kierowcy był bardzo ciężki, ale nie wykluczał przewiezienia rannego do Krakowa. Staraniem komandorów rajdu (Edmund Oprocha, Ryszard Makuch) został przetransportowany śmigłowcem do Kliniki Neurotraumatologii. Mimo opieki najlepszych specjalistów nie udało się Landsberga utrzymać przy życiu – zmarł 27 kwietnia 1979 r. O ile pamiętam, przyczyną śmierci były nie tyle urazy czaszkowo-mózgowe, ale raczej bardzo groźne obrażenia w obrębie jamy brzusznej.
Jaki był Landsberg jako człowiek i sportowiec? Nie znałem go aż tak blisko, by porywać się na analizę psychologiczną, ale z dzisiejszego punktu widzenia oceniam, że był szalenie zdeterminowany w wysiłkach na rzecz profesjonalnego uprawiania sportu samochodowego. Temu celowi podporządkował całe swoje życie. Dla wielu osób Landsberg był człowiekiem zimnym, pozbawionym emocji, kroczącym do wytkniętego celu; nawet śmierć pilota i przyjaciela nie przeszkodziła mu w realizacji swego planu. Ale w gruncie rzeczy ten jego twardy charakter był chyba tylko maską, za którą krył się sportowiec o skomplikowanym wnętrzu, raczej pozujący na twardziela.
Szkoda, że tragicznego wypadku podczas Rajdu Krokusy nie poddano skrupulatnej analizie choćby od strony technicznej. Prokuratura Rejonowa w Nowym Sączu umorzyła postępowanie z uwagi na śmierć domniemanego sprawcy. Władze PZM też nie uczyniły wysiłku dla wyjaśnienia przyczyn tragedii. Ja sam nie byłem na miejscu wypadku, ale pamiętam fotoreportaż z miejsca wypadku, zamieszczony w maju 1979 w już nieistniejącym tygodniku „Czas”. Na jednym ze zdjęć było wyraźnie widać przebitą oponę. Być może ten defekt był skutkiem, a nie powodem zderzenia; ale nawet nie spróbowano wyeliminować takiej ewentualności, że to właśnie pęknięta opona mogła stać się przyczyną utraty panowania nad Oplem. Mówiło się też, że auto Landsberga było nadwerężone w paru poważnych kraksach. Może i to przyczyniło się do dramatu?
Jeśli zaś nie usterka techniczna, to jaki powód mógł sprawić, że doświadczony kierowca pojechał w feralnym punkcie zupełnie tak, jakby nawet nie próbował walczyć o utrzymanie się na drodze? Jakiś ułamek sekundy utraty świadomości? Dekoncentracja? Dramat Rajdu Krokusy pozostał mroczną tajemnicą.
Natomiast pozytywnym wnioskiem, wyciągniętym przez władze związku z tragedii w Tabaszowej był zapis, nakazujący zawodnikom rajdowym, którzy zaliczyli poważne kraksy, by poddawali się szczegółowym badaniom w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej. We współczesnych przepisach sportu samochodowego takiego zapisu już nie ma. (opr.np.materiałów Grzegorza Chmielewskiego)
Pamięci Jerzego Landsberga i Janusza Szajnga.
Pamiętamy o Marianie Bublewiczu, na pewno zawsze będziemy pamiętać Janusza Kuliga. 27 kwietnia jest rocznicą innej rajdowej śmierci - w tym dniu 1979 roku zmarł Jerzy Landsberg, przez wielu uważany za największy polski talent rajdowy tamtego okresu. Znakomity pilot (jeździł między innymi z Błażejem Krupą) i kierowca, Mistrz Polski z 1978 roku (Opel Kadett GT/E) startował również w wielu rajdach zagranicznych, między innymi kilkakrotnie w rajdzie Monte Carlo. Jerzy Lansberg zdecydowanie prowadził w „Rajdzie Krokusów” - eliminacji Mistrzostw Polski. Jego przewaga nad Błażejem Krupą (Renault 5 Alpine) po 10 odcinkach specjalnych wynosiła ponad 1,5 minuty, nad trzecim Maciejem Stawowiakiem blisko 7! Landsberg jechał bardzo szybko. Wystarczy powiedzieć, że jego średnia z tych pierwszych dziesięciu oesów wyniosła prawie 120 km/godz! Nikt nie był w stanie mu zagrozić.
Kilkanaście minut przed pierwszą w nocy wystartował do oesu Rąbkowa – Znamirowice. Kilka kilometrów po starcie jego Opel Kadett GT/E z niewiadomych do dziś dnia przyczyn, na rozwidleniu dróg w Tabaszowej pojechał prosto i uderzył z pełną szybkością w skarpę. Auto przewróciło się na dach i zaczęło płonąć. Obecni na miejscu widzowie gasili pożar ziemią, pomagali im w tym gaśnicami nadjeżdżający kolejni kierowcy. Pierwszej pomocy starał się udzielić pilot Macieja Stawowiaka Jacek Różański – lekarz. Niestety. Na miejscu zginął pilot Janusz Szajng, kierowca Jerzy Landsberg zmarł w szpitalu tydzień później - 27 kwietnia, nie odzyskawszy przytomności.
(Robert Magiera)
Prawda o Rajdzie Krokusów.
Dlaczego redkcja AUTOKLUB.PL pisze w artykule o Jerzym Landsbergu i Januszu Szajngu, że na rozwidleniu dróg w Tabaszowej "... samochód z niewiadomych do dziś dnia przyczyn..." uderzył w skarpę? Ja pochodzę z Nowego Sącza (kilka kilometrów od Tabaszowej) i tutaj wszyscy wiedzą, że owego feralnego dnia Jerzy Ladsberg wjechał w skarpę, ponieważ chciał uniknąć zderzenia z powozem konnym, którym jechali ludzie, między innymi dzieci.
(Karol)
Byłem tam, gdy to się stało. Też brałem udział w tym rajdzie, ale miałem wypadek i mój Fiat 127 został całkowicie zniszczony. Postanowiliśmy jednak obserwować dalej rajd jako kibice. Staliśmy dokładnie w miejscu, w którym Landsberg opuścił drogę. To był bardzo szybki odcinek przez szczyt i w dół. Z tego co pamiętam, ten fragment mroził krew w żyłach. Według mnie, Landsberg najechał na szczyt z pełną prędkością. Po chwili powinien skręcić w prawo. Jednakże po lewej stronie, jakiś kawałek od drogi był dom. Dochodzące z niego światło było bardzo, bardzo mylące... Uważam, że Landsberg pomylił ten kierunek z właściwą trasą i zdecydował się pojechać w tamtą stronę. To był wielki błąd – uderzył w skarpę czołowo, a jego Opel momentalnie stanął w miejscu... To był straszny widok. Popłakałem się. Fotel Szajnga został zredukowany do zera. Nie miał żadnych szans. Landsberg miał wystarczająco miejsca, ale drążek zmiany biegów po prostu go przebił. Nie potrafię inaczej tego opisać. Samochód się zapalił. Kierownica spaliła się od góry, ale ogień nie był problemem. Jeśli dobrze pamiętam /mogę się mylić/ po chwili nadjechał Błażej Krupa. Nerwowo próbowano przeprowadzić akcję ratunkową. Niestety nic nie można było już zrobić... Następnego ranka na stadionie w Krakowie jako zwycięzcy pojawili się Krupa i jego pilot /lekarz/. Oboje mieli brudne i przesiąknięte dymem ubrania. Byli zwycięzcami, ale płakali... Tydzień później wróciłem na miejsce wypadku z lokalnym kierowcą Tadeuszem Betlejem. Samochód ciągle stał przed jednym z domów. Rodzina Landsbergów przechodziła przez bardzo trudny okres i nie łatwo było im sobie z wszystkim radzić. Należy chyba dodać, że rok wcześniej Landsberg miał wypadek, w którym zginął jego pilot. To było w okolicach Wrocławia /jeśli się nie mylę/. To się działo podczas rekonesansu przed Rajdem Polski. Rozmawiałem później z Bogdanem Wozowiczem /którego pilotowałem w Ładzie/ i on powiedział, że po Rajdzie Węgier Landsberg i jego pilot się pokłócili. Pilot powiedział nawet, że już nigdy z nim nie usiądzie przy jednym stole. Pamiętam również, że Szajng jechał Fiatem 1X9 w Rajdzie Polski...
Może gdzieś coś źle podałem, ale tak wygląda mój opis. Pracowałem jako mechanik Marka Oryńskiego. Mój dobry przyjaciel Tadeusz Betlej odszedł w zeszłym miesiącu. Oryński był polskim kierowcą rajdowym i został mistrzem Polski jadąc Syreną. Później ścigał się Formuła z silnikiem z Polskiego Fiata o poj. 1300ccm. Można by stworzyć sekcję poświęconą byłym kierowcom. Miło by było takiego coś zobaczyć. Bardzo, bardzo dziękuję...
(Andy)